Jak oswoić nagość i wyjść na plażę, na basen, do łóżka?

Nie przychodzimy na świat w ubraniu. Są miejsca i sytuacje, w których ubranie jest zupełnie zbędne albo nawet bardzo przeszkadza, a jednak – czasem tego ostatniego skrawka materiału bronimy jak niepodległości. Czujemy się rozebrane lub „półrozebrane” – źle. Nie tylko na basenie, w saunie, ale i także we własnej łazience albo i łóżku! Czasem aż nie możemy na siebie patrzeć – na swoją nagość. Dlaczego tak się dzieje, no i – co z tym zrobić?

Najczęściej małe dziecko w sposób zupełnie bezrefleksyjny uczone jest, że nagość jest zła. Że to be i nieprzyzwoite. Trzeba się ubierać. Tak, po prostu. Oczywiście, ubierać się trzeba, choćby ze względu na temperaturę za oknem. Ale nagie ciało jest naszej kulturze jednoznacznie kojarzone z seksem. I tak idzie do prostego skojarzenia: nagość równa się wstyd. No i się wstydzimy. Sami jeszcze nie wiemy, czego, ale już.  


A potem okazuje się, że to, co kiedyś przychodziło nam z taką łatwością, jest problemem. Kobietom dodatkowo jeszcze dochodzi obciążenie wymaganiem idealnego wyglądu. Nakładają się na siebie przekazy, że nagość jest nieprzyzwoita, że należy jej unikać, i że – jeśli już chcesz się rozbierać – to musisz wyglądać jak Angelina Jolie. A jeśli nie wyglądasz – to lepiej nikomu się nie pokazuj na oczy.


Szkopuł w tym, że kiedyś w końcu trzeba będzie pokazać komuś kawałek ciała. Nawet jeśli wciąż i wciąż unikamy plaż i saun, to kiedyś trzeba będzie pójść choćby do lekarza. Zrobienie głupiego EKG wymaga rozebrania się do rosołu. Że już o wizycie u ginekologa nie wspomnę. A przecież czasem nagość jest tak pożądana! Kiedy temperatura dochodzi do 40 stopni w cieniu – jak można pozostać obojętną na zalety morza (czy basenu w upalnym mieście). Albo kiedy się zakochujemy i chcemy być tak blisko-blisko z tą drugą osobą... Jak wtedy nie pokochać własnej nagości?


Jeden z psychologów, Nathaniel Branden, pisze w książce 6 filarów poczucia własnej wartości, że te osoby, które nie są w stanie stanąć nago przed lustrem i patrzeć na każdą swoją cześć ciała, nie akceptują w pełni siebie. Oraz że – dopóki nie zaakceptują swojego (niedoskonałego) ciała – nie mają szansy na to, żeby je przemienić w te upragnione ciało. O co tu chodzi? O to, że aby coś zmienić, trzeba najpierw dostrzec i zbadać, co jest nie tak. A jeżeli kogoś tak odrzuca od – na przykład – wyglądu jego brzucha, to ta osoba będzie unikała patrzenia na brzuch i zajmowania się jego problemem. Dopiero powiedzenie sobie „ok, mój brzuch wygląda tak, może nie jest to ideał, ale mogę nad nim popracować” jest szansą zrobienia z takiego-sobie-brzuszka super-brzucha modelki lub atlety.


Najlepsze miejsca na to, aby oswoić nagość, to miejsca, w których nagość istnieje: plaże, baseny, sauny itd. Widok innych nagich ciał, które wcale nie są ani obsceniczne, ani jak z żurnala i Mody na sukces, na początku może nas szokować. „Ojej! Ten gruby facet, ta stara kobieta, ta dziewczyna z blizną, oni są tu nadzy!”. A potem po prostu nam to spowszechnieje...


Tak więc – jeśli masz problem z nagością i nie możesz na siebie patrzeć (i nie chcesz się w stroju kąpielowym lub nago pokazywać innym) – pochodź sobie nago u siebie w domu na próbę. Popatrz w lustro – ale nie okiem wewnętrznego krytyka, tylko wewnętrznego przyjaciela – i powiedz sobie: to ja. Po dwóch tygodniach sesji przed lustrem będziesz patrzeć na siebie zupełnie inaczej. Możesz nawet wykonać mały eksperyment i zapisać przed wszystkie swoje uczucia i obawy związane z obnażaniem się oraz oglądaniem w lustrze. I po dwóch tygodniach (czy ilu tam chcesz!) spoglądania w lustro – zapisać co teraz czujesz. Myślę, że pozytywnie się zdziwisz tą „lustrzaną kuracją”. Oczywiście, wszelkie wyprawy na plażę itd. - też ci bardzo pomogą w oswajaniu nagości. Nie będzie ci potem grozić uprawianie seksu tylko przy zgaszonym świetle!