Owszem, zależy, o ile ty na to komuś pozwolisz. Zbyt często pozwalamy innym, żeby psuli nam nerwy, wpędzali w poczucie winy, przytłaczali swoimi problemami. Ale wcale nie musimy tego robić.
Wyobraź sobie taką sytuację. Jest wieczór, właśnie się zabierasz do przeczytania kawałka ciekawej książki, a tu dzwonek do drzwi. Sąsiadka wpada pożyczyć sól.
- A, czyta pani? Takim to dobrze. Ja obiad robię dla rodziny, nie mam kiedy poczytać.
- Szkoda – odpowiadasz, bo chcesz być uprzejma.
- No, szkoda, szkoda. A do tego jeszcze niewyspana jestem. Tak mnie całą noc noga rwała, jeszcze teraz kuleję, widzi pani? - rozpędza się twoja sąsiadka
- Cóż, widzę, że u pani nie dzieje się ostatnio najlepiej – podtrzymujesz tę dziwaczną rozmowę.
- Niestety. Jeszcze teraz się martwię o moją córkę, zachorowała na świnkę i.... itp., itd. - wszyscy wiemy, jak ta rozmowa będzie się toczyć.
Po kilku minutach sąsiadka wychodzi. Ufff. Ale tobie już się nie chce czytać. Już czujesz się winna, bo nie masz chorej córki, bo jesteś
wyspana, bo nie boli cię noga. Zamiast tego włączasz telwizor.
- 300 osób zginęło w katastrofie samolotowej w Niemczech – słyszysz słowa spikera – nikt nie ocalał. Wśród pasażerów była matka tego chłopca - i tu zbliżenie na zapłakaną buzię.
Wiadomości cię rozstrajają gorzej, niż sąsiadka. Dzwonisz do koleżanki.
- Cześć Ewa, co u ciebie, bo u mnie tragedia?
- U mnie też, właśnie się pokłóciłam z Krzyśkiem.
I co teraz, droga pani? Wieczór tak miło rozpoczęty zmienia się w wieczór smutków i złych wiadomości. Po rozmowie z koleżanką masz zły nastrój. Czujesz, że świat jest zły, a ty jesteś ofiarą i nic nie możesz na to poradzić. Więc jak twoje samopoczucie zależy od ciebie, skoro przed półgodziną byłaś w doskonałym nastroju, a teraz masz chandrę tysiąclecia?
Ale zobacz, co zrobiłaś. Zobaczmy tę sytuację od końca.